Blog

ODDECH

Te 2 książki to jest rewolucja w moim rozumieniu zdrowia i oddychania. James Nestor "The Breath" i Patrick McKeown "Tlenowa przewaga". Do tej pory żyłam w przekonaniu, że z racji siedzącego trybu życia oddychamy zbyt płytko, słabo i dlatego jesteśmy niedotlenieni i zmęczeni. Że powinniśmy oddychać głębiej i to podniesie poziom tlenu w komórkach. A hiperwentylacja dotyczy tylko nielicznych osób z nerwicą i nie jest to częsty problem…Na studiach medycznych nie było mowy o tym, że sposób oddychania ma tak olbrzymie znaczenie. 

 James Nestor podróżując po świecie i spotykając się z różnymi ludźmi, naukowcami, trenerami pokazuje, że jest dokładnie odwrotnie. Pisze, że tak jak nauczyliśmy się zbyt dużo jeść, tak samo zbyt intensywnie oddychamy. 

 Zbyt szybkie i intensywne oddychanie obniża poziom dwutlenku węgla we krwi (bo zbyt dużo go wydychamy), a to DWUTLENEK WĘGLA powoduje, że tlen transportowany przez hemoglobinę w krwinkach czerwonych odczepia się od niej i przechodzi do komórek. Zjawisko to nazywane jest EFEKTEM BOHRA, od fizjologa, który odkrył to pracując w laboratorium w Kopenhadze. Kiedy oddychamy wolniej i bardziej płytko, to paradoksalnie poziom tlenu w komórkach wzrasta, robi nam się cieplej, spada ciśnienie krwi, zwalnia akcja serca, pojawia się uczucie spokoju. I odwrotnie, jeśli ciągle oddychamy zbyt szybko, to rośnie ciśnienie krwi, rytm serca przyspiesza i pojawia się niepokój, napady paniki, ataki astmy.

 Do podobnych odkryć doszedł doktor Buteyko, który pracował w szpitalu w Moskwie i w instytucie na Syberii. Zauważył, że zdrowi ludzie oddychają mniej, pobierają koło 5-6 litrów powietrza na minutę, a chorzy np. z astmą lub nadciśnieniem znacznie więcej, nawet 15 litrów na minutę. Opracował techniki, jak oddychać mniej i miał bardzo dobre efekty w leczeniu. Sam pozbył się dzięki temu nadciśnienia. Buteyko też był zwolennikiem utrzymywania wyższego poziomu dwutlenku węgla we krwi.

 Równie ważna jest droga oddychania. Przy oddychaniu przez nos w jamie nosowej wytwarzany jest tlenek azotu, który jest transportowany do płuc, a stamtąd do krwi, gdzie rozszerza naczynia krwionośne obniżając ciśnienie. Tlenek azotu jest np. w nitroglicerynie, leku stosowanym w chorobie wieńcowej. 

 A przy oddychaniu przez usta pojawia się mnóstwo problemów. Tlenek azotu nie jest wytwarzany, rośnie ciśnienie tętnicze i akcja serca, śluzówka w jamie nosowej i zatokach ulega obrzękowi, pojawiają się infekcje w zatokach, alergie, zatkany nos i błędne koło się zamyka. Tak się dzieje u ludzi, którzy chrapią, mają bezdech senny albo zatkany chronicznie nos. Do tego pojawiają się zaburzenia metaboliczne i tendencja do otyłości. 

 Wielu sportowców i olimpijczyków osiągnęło lepsze rezultaty, gdy w czasie wysiłku oddychali przez nos i wolniej. Zaadoptowali się do utrzymywania wyższego poziomu dwutlenku węgla. 

 Różne techniki oddechowe były od tysiącleci stosowane w jodze, buddyzmie i medycynie chińskiej. Jako westmeni nie traktowaliśmy tego zbyt poważnie, medycyna była skupiona na podawaniu farmaceutyków, a nie na tak banalnych rzeczach jak oddychanie. Jedną z tych technik zaadaptował w swojej metodzie Wim Hof. 

Myślę, że już czas na renesans dawnych technik oddechowych. 

 Sama zaczęłam się obserwować pod tym kątem. Ostatnio na skitourze idąc stromo pod górę starałam się cały czas oddychać przez nos, nie było to łatwe, bo chwilami miałam uczucie duszności. Ale już na następnych kilku górskich wycieczkach zauważyłam, że serce nie bije mi tak szybko jak zawsze, dużo rzadziej muszę przystawać, żeby złapać oddech i byłam mniej zmęczona po wysiłku. A przy temperaturze -16 stopni było mi ciepło. Znalazłam kolejny ciekawy temat do eksploracji. 

Galeria

‹ powrót